Hackintosh to system operacyjny macOS zainstalowany na komputerze PC – czyli system od Apple nie wyprodukowanym przez Apple komputerze. Brzmi kosmicznie? Nie do końca, to rozwiązanie, które ma swoich zwolenników i cieszy się pewną popularnością. Pozwala bowiem na wykorzystanie systemu macOS, wraz z jego niewątpliwymi zaletami, na innych komputerach niż te wyprodukowane przez koncern z Cupertino. Nie ma co ukrywać tego, że część użytkowników decyduje się na rozwiązania Apple właśnie z uwagi na system operacyjny i nie zależy im tak bardziej na reszcie. Właśnie z myślą o nich powstał Hackintosh. Dodam tylko, ze nie jest to żaden oficjalny pomysł Apple, a po prostu projekt osób, które chciały spróbować uruchomić Mac OS na innych komputerach niż wyprodukowane przez Apple
Hackintosh a kwestie prawne
Oczywiście, jednym z problemów wykorzystania Hackintosha jest ten związany z legalnością takiego rozwiązania. Apple bowiem nie jest specjalnie zadowolone z tego, ze ktoś instaluje ich system na komputerze, który przez nich nie został wyprodukowany. I postanowienia licencji dla użytkownika końcowego (EULA) wprost zakazują takiego działania.
Innymi słowy, EULA mówi tak:
możesz wykorzystywać Mac OS tylko na urządzeniach Apple
wykorzystanie Mac OS na innych urządzeniach stanowi złamanie umowy licencyjnej.
Jak dotąd wszystko wydaje się proste - niestety im głębiej wnika się w ten temat, tym więcej wątpliwości się nasuwa.
Hackintosh w Stanach Zjednoczonych
Kwestia wykorzystania Hackintosha w USA jest dość jasna i była badana przez tamtejsze sądy. Już w 2008 r. Apple pozwało firmę Psystar za obchodzenie zabezpieczeń ich systemów operacyjnych (posiadały one rozwiązania uniemożliwiające ich instalację na urządzeniach innych niż Apple) a następnie instalowanie na komputerach PC. Pod koniec 2009 r. kalifornijski sąd wydał wyrok, w którym uznał, że Psystar naruszał przysługujące Apple prawa autorsie do oprogramowania, a następnie zabronił dokonywania przez Psystar operacji, które prowadziły do instalacji Mac OS na komputerach innych niż te wyprodukowane przez Apple. Rozstrzygnięcie oparte zostało na Digital Millenium Copyright Act – czyli amerykańskim akcie prawnym dotyczącym właśnie ochrony praw autorskich do produktów cyfrowych oraz penalizacji obchodzenia zabezpieczeń takich produktów.
Co tam Stany, tu jest Polska
Sytuacja na terenie UE jest nieco inna. Mamy tu bowiem inne regulacje, a zasady dotyczące ochrony praw autorskich są odmienne niż w USA. Czy to umożliwia korystanie z Hackintosha bez obaw dot. kwestii prawnoautorskich?
Kilka razy zdarzyło mi się rozmawiać na ten temat ze zwolennikami Hackintosha i muszę przyznać, że wykazywali oni daleko idący optymizm w zakresie możliwości bezproblemowego korzystania z Hackintosha. Uznają bowiem, że polskie prawo reguluje tę kwestię jednoznacznie i umożliwia nabywcy (czyli osobie, która kupi licencję dot. systemu operacyjnego albo komputer z systemem) jego wykorzystanie na jakim tylko urządzeniu chcą – niezależnie od tego czy będzie to na urządzeniu Apple czy nie. Wskazują przy tym, że amerykańska EULA nie może stać w sprzeczności z polskimi przepisami, o ile Apple dystrybuuje swoje oprogramowanie na terenie Polski – to oczywiście prawda, że nie powinny. Pytanie jednak, czy rzeczywiście EULA jest niezgodna z polskim prawem? Chciałbym aby polskie przepisy prawa były tak jednoznaczne – ale niestety sytuacja nie jest taka oczywista.
Polska ustawa o prawie autorskim a Hackintosh
Polskie przepisy dot. ochrony praw autorskich do programów komputerowych rzeczywiście przewidują pewne uprawnienia nabywcy licencji do programu komputerowego. I tak, ktoś kto kupił program wraz z licencją, może:
zwielokrotniać program komputerowy w całości lub w części – np. instalowanie programu na komputerze jest właśnie jego „zwielokrotnianiem” – bo instalacja sprawia, że zostaje on zapisany na innym nośniku niż pierwotnie (np. pobieramy program z Internetu i instalujemy go na swoim dysku),
tłumaczenia, przystosowywania, zmiany układu lub jakichkolwiek innych zmian w programie komputerowym – jeżeli jest to niezbędne do tego abyśmy mogli korzystać z programu, możemy dokonać w nim pewnych zmian (np. przetłumaczyć na nasz ojczysty język albo stworzyć modyfikację, która umożliwi temu programowi działanie na naszym urządzeniu).
Działania takie można podejmować pod jednym warunkiem - jeżeli są one niezbędne do korzystania z programu komputerowego zgodnie z jego przeznaczeniem, w tym do poprawiania błędów przez osobę, która legalnie weszła w jego posiadanie.
Przepisy prawa pozwalają ja jeszcze jedną czynność, która może być istotna z punktu widzenia ewentualnej instalacji Hackintosha. To możliwość dekompilacji kodu źródłowego – można to robić w celu uzyskania interoperacyjności programu z innymi programami (kompatybilności) – ważne jest przy tym spełnienie następujących warunków:
czynności te dokonywane są przez licencjobiorcę lub inną osobę uprawnioną do korzystania z egzemplarza programu komputerowego (czyli nabywcę, np. tego kto zgodnie z prawem kupił program wraz z licencją),
informacje niezbędne do osiągnięcia współdziałania nie były uprzednio łatwo dostępne (autor oprogramowania nie udostępnił informacji jak można osiągnąć kompatybilność),
czynności te odnoszą się do tych części oryginalnego programu komputerowego, które są niezbędne do osiągnięcia współdziałania (dekompilujemy tylko tę część, którą musimy aby osiągnąć interoperacyjność - resztę zostawiamy w spokoju).
To wszystko można robić tylko w sytuacji gdy jest to niezbędne do korzystania z programu zgodnie z jego przeznaczeniem – to ważna przesłanka, o której sobie zaraz powiemy nieco więcej.
Tego rzeczywiście żadna EULA nie może wyłączyć. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się więc, że nabywca oprogramowania w postaci systemu macOS, może go wykorzystywać na takim urządzeniu jakim tylko chce – a co więcej, nawet może dostosowywać fragmenty systemu po to aby działał on lepiej na naszym urządzeniu - innymi słowy może grzebać w kodzie po to aby system uruchomił się na jego komputerze, niewyprodukowanym przez Apple.
Tu jest jednak jeden haczyk – to wszystko można robić po to aby korzystać z programu zgodnie z jego przeznaczeniem. Przeznaczenie to nie jest ustalane przez nabywcę jednostronnie – twórca oprogramowania też ma tu coś do powiedzenia. Czyli, jeśli twórca tworzy oprogramowanie, które jest przeznaczone do wykorzystania na określonym rodzaju urządzeń, to możemy uznać, że właśnie to jest korzystanie z takiego programu zgodnie z jego przeznaczeniem. I nabywca nie może sobie rozszerzać tego dowolnie. Oczywiście, interpretacja tego jak rozumieć zwrot „zgodnie z jego przeznaczeniem” może również iść w drugą stronę i wskazywać, że tu chodzi po prostu o korzystanie z systemu operacyjnego na jakimkolwiek komputerze. Tylko pytanie, czy w przypadku macOS, który z założenia jest dostosowany do urządzeń Apple, rzeczywiście możemy mówić o tym, że jest przeznaczony do wykorzystania „uniwersalnego” – mam tu duże wątpliwości.
Co na to unijna dyrektywa o prawach autorskich do programów komputerowych?
Polskie przepisy dot. praw autorskich do programów komputerowych nie wzięły się znikąd. Zostały one uchwalone po to aby dostosować polski porządek prawny do dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2009/24/WE z dnia 23 kwietnia 2009 r. w sprawie ochrony prawnej programów komputerowych – czyli dyrektywy unijnej dotyczącej właśnie praw autorskich do programów komputerowych. Przepisy są tam bardzo podobne do tych polskich – ale w dyrektywie znajdują się również motywy, czyli takie „wyjaśnienie” o co w tych przepisach chodzi. I w jednym z nich możemy przeczytać takie coś:
Dlatego należy wnioskować, że w tych ograniczonych przypadkach wykonywanie powielania i tłumaczenie przez lub w imieniu osoby uprawnionej do używania kopii programu jest prawnie dozwolone i zgodne z uczciwymi praktykami i nie uważa się za wymagające zgody uprawnionego. Celem tego wyjątku jest umożliwienie połączenia wszystkich części składowych systemu komputerowego, włącznie z pochodzącymi od różnych producentów tak, aby mogły wspólnie funkcjonować. Takiego wyjątku w sferze wyłącznych praw autora nie można wykorzystywać w sposób naruszający uzasadnione interesy uprawnionego lub sprzeczny z normalnym wykorzystaniem programu.
Czyli nabywca programu może prowadzić działania mające na celu osiągnięcie interoperacyjności programu z innymi programami. Innymi słowy, może modyfikować kod tak aby system operacyjny działał na jego sprzęcie. Niestety, również tutaj jest jedno ALE. Bo nie można z tego korzystać w taki sposób, który mógłby naruszyć uzasadnione interesy twórcy. Nie można z tego korzystać też w taki sposób, który jest sprzeczny z normalnym wykorzystaniem programu.
W konsekwencji można na tej podstawie zbudować argument, przemawiający za tym, że korzystanie z Hackintosha nie jest legalne – nie obejmuje bowiem wykorzystania oprogramowania zgodnie z jego pierwotnym przeznaczeniem. Opieram się tu na założeniu, że przeznaczeniem macOS jest działanie na komputerach Apple – i raczej jest to wśród osób, które mają wiedzę nt. komputerów wiedza powszechnie znana. Odzwierciedleniem tego jest zresztą umowa licencyjna, przygotowana przez Apple.
Czy sprawa Usedsoft może nam pomóc?
Czasem zwolennicy korzystania z Hackintosha powołują się na „taki wyrok TSUE, który mówi, że nabywca oprogramowania może zrobić z nim co zechce”. Jak się domyślam, chodzi tu o wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydany ws. Usedsoft przeciwko Oracle (C‑128/11). O co w nim chodziło? Spółka UsedSoft kupowała licencje do używanego oprogramowania Oracle – kolokwialnie rzecz ujmując, nabywała klucze licencyjne od przedsiębiorców, którzy już oprogramowania nie wykorzystywali i nie potrzebowali go. Następnie Usedsoft sprzedawał te klucze dalej, na rzecz swoich klientów. Co ciekawe, obrót nie obejmował jakichkolwiek nośników oprogramowania – sam program można było pobrać z oficjalnej strony Oracle, a następnie zainstalować i uruchomić na swojej infrastrukturze, oczywiście po podaniu odpowiedniego, zakupionego od Usedsoftu klucza.
Oracle się ta sytuacja nie spodobała, zwłaszcza, że w licencji dot. oprogramowania napisali, że tylko pierwszy nabywca może korzystać z programu i nie ma prawa dalej go odsprzedawać. Analogicznie, również Usedsoft, nie ma prawa do dalszego rozprowadzania licencji do oprogramowania.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej posłużył się pojęciem „wyczerpania prawa” i wskazał, że rzeczywiście pierwotny nabywca oprogramowania może "sprzedać licencję" dalej – oczywiście pod warunkiem, że sam oprogramowania już nie używa. Dotyczy to również licencji cyfrowych, tzn. sytuacji gdy sprzedawana jest sama licencja (a program można pobrać z Internetu), bez nośnika z kopią programu. W takim wypadku nabywca może korzystać z oprogramowania legalnie. Oczywiście TSUE wskazał, że zbywca musi w takiej sytuacji zdezaktywować swoją kopię oprogramowania i już jej nie używać.
Jeżeli chcesz poczytać więcej o sprawie UsedSoft i konsekwencjach wyroku TSUE, kliknij w link.
Na tej podstawie niektórzy wskazują, że również wtórny obrót kopiami systemów operacyjnych (np. takich, które były zainstalowane na starych, nieużywanych już komputerach jako OEM) też jest dopuszczalny. To w mojej ocenie całkiem słuszny wniosek. Warunkiem jest to, aby pierwotne nabycie utworu nastąpiło na terenie UE.
Jeżeli mamy więc starego Maca, na którym był macOS, to mamy też licencję – czyli możemy (przy założeniu, że starego Maca nie wykorzystujemy) sprzedać prawo do korzystania z systemu. To samo dotyczy nabycia licencji cyfrowej z innego źródła - np. zakupu jej na stronie Apple.
Powinniśmy przy tym (w momencie sprzedaży) sporządzić z tego protokół, w którym wskażemy jakiej licencji z jakiego urządzenia się pozbywamy– tak aby nabywca miał jakieś potwierdzenie, że rzeczywiście nie korzystamy już z tej licencji. Warto też ustalić ze zbywcą zasady postępowania na wypadek gdyby producent oprogramowania kwestionował prawo nabywcy do korzystania z niego (tzn. że zbywca potwierdzi, że sprzedał licencje i już z niej nie korzysta). Tego w praktyce wielu sprzedawców używanych licencji nie oferuje i sprzedaje po prostu jakąś licencję nie wiadomo skąd (np. w przypadku bardzo tanich licencji do Windowsa, które są dostępne w Internecie).
Tak na marginesie: kupując używaną licencję bez fizycznego nośnika, zażądaj od sprzedawcy dokumentacji potwierdzającej pierwotne, zgodne z prawem nabycie oprogramowania/sprzętu i oświadczenia o jego dezaktywacji. Sprawdź, czy program był wprowadzony do obrotu na terenie UE – w innym przypadku legalność nabywanej licencji jest wątpliwa.
To nie przesądza tego, że możemy korzystać z nabytego oprogramowania „poza” postanowieniami dotychczasowej umowy pomiędzy producentem a nabywcą, czyli po prostu tak jak chcemy. Nadal jesteśmy bowiem związani przepisami prawa, które mówią, że nie możemy pozwolić sobie na dowolne korzystanie z utworu chronionego prawem autorskim. Innymi słowy - sprawa Usedsoft nie przesądza o tym, że możemy instalować system operacyjny na innym komputerze niż pierwotnie przewidziany przez twórcę oprogramowania i wskazany (wyraźnie) w licencji.
Co? Nintendo! Czyli co w tej sprawie może nam podpowiedzieć wyrok C‑355/12
Przy okazji warto zwrócić uwagę jeszcze na jeden wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który badał to, czy Nintendo może na swoich konsolach instalować zabezpieczenia, które uniemożliwią uruchamianie na nich pirackich gier. Trybunał uznał, że to dopuszczalne, co nie powinno być zaskoczeniem. Wskazał również, że takie środki (…) mogą obejmować środki technologiczne polegające głównie na wyposażeniu w system uwierzytelnienia nie tylko nośnika, na którym zapisany jest chroniony utwór taki jak gra wideo, tak aby chronić go przed działaniami, na które nie wyraził zgody podmiot praw autorskich, ale również urządzeń przenośnych lub konsoli służących zapewnieniu dostępu do tych gier i korzystaniu z nich.
Innymi słowy – podmiot, któremu przysługują prawa autorskie do danego rozwiązania, nadal ma coś do powiedzenia i może wprowadzać takie środki techniczne, które utrudnią korzystanie z utworów niezgodnie z licencją. Przepisy, które dotyczą tej kwestii, są również w polskiej ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Co więcej, przełamywanie takich zabezpieczeń (crackowanie) jest uznawane za niezgodne z prawem i powoduje naruszenie praw twórcy. To jest coś, co należy rozważyć w sytuacji gdy modyfikujemy macOS tak aby działał na innych urządzeniach, tzn. niezgodnie z licencją - przełamujemy bowiem te zabezpieczenia, a więc możemy zostać posądzeni o działanie niezgodne z prawem.
Co ważne, w wyroku tym TSUE wskazał, że gry komputerowe (analizował je, bo stroną było Nintendo) są dość charakterystyczne, bo zawierają w sobie zarówno elementy, które są programami komputerowymi (kod źródłowy), jak również takie, które nie są programem (grafika, dźwięk, muzyka, warstwa fabularna) – i obie grupy tych elementów mogą być utworami, które są chronione prawem autorskim, acz podlegają przy tym nieco innym regułom. Podobnie może być w przypadku systemów operacyjnych (zwłaszcza takich jak macOS, gdzie kwestie wizualne są mocno dopieszczone), w których elementy graficzne, wizualne itp. stanowią istotny element całości.
Gdy chodzi bowiem o coś innego niż program komputerowy, powołanie się na wyrok ze sprawy Usedsoft może być problemem, zwłaszcza w przypadku licencji cyfrowych (bez nośnika).
To ważne. Dlaczego? Otóż w jeszcze innej sprawie (Tom Kabinet - C‑263/18) TSUE stwierdził, że zasada dotycząca możliwości odsprzedaży „używanych” licencji dot. utworów chronionych prawem autorskim dotyczy tylko programów komputerowych – inne utwory (w przypadku tego wyroku były to ebooki) nie są w ten sposób chronione.
A to może być problem dla tych, którzy kupują od Apple systemy, instalują je na innych komputerach a następnie sprzedają je dalej – bo rozprowadzają również treści, chronione prawami autorskimi, które nie są programem komputerowym. I robią to niezgodnie z postanowieniami licencji. Nie mogą przy tym powoływać się na wyczerpanie prawa w odniesieniu do tych elementów utworu, które nie są programem komputerowym.
Oczywiście można argumentować, że kluczowym elementem systemu operacyjnego jest jednak program komputerowy (a właściwie – cały ich szereg) i elementy graficzne są „poboczne”, a ta powyższa argumentacja de facto uniemożliwia wtórny handel oprogramowaniem – bo współczesne programy z reguły mają jakieś elementy graficzne itp.
Jasne, że można – ale to tylko argumenty, którym można się przerzucać w obie strony. I taka argumentacja jest dopuszczalna – ale inna również, o czym musimy pamiętać.
Podsumowanie
Powiedzmy sobie to szczerze - legalność korzystania z macOS na PC nie jest pewną sprawą. Nie było moim celem jednoznaczne udowodnienie, że korzystanie z Hackintosha jest nielegalne – bo w mojej ocenie, brak jest argumentów, które by przemawiały za stuprocentową nielegalnością. Zwracam jednak uwagę na to, że sprawa zgodności z prawem tego typu rozwiązań może być kwestionowana i to nie bezpodstawnie. I nie, polskie przepisy prawa nie wyłączają z automatu obowiązywania EULA – bo są tak skonstruowane, że w przypadku macOS i specyfiki tego systemu trzeba jednak wziąć pod uwagę założenia producenta oprogramowania.
Dlatego decydując się na Hackintosha trzeba pamiętać o wątpliwościach związanych z legalnością i możliwym naruszeniu praw autorskich Apple. Ryzyko nie jest duże w sytuacji gdy masz licencję związaną ze swoim starym Macem, którego już nie używasz i po prostu chcesz pobawić się w piwnicy w instalowanie tego systemu na swoim innym komputerze typu PC. Ale gdy rozważasz zakup takiego komputera za parę albo paręnaście tysięcy złotych, to pamiętaj o tym, że system operacyjny, z którego zamierzasz korzystać, może nie być całkiem legalny – a precyzyjnie rzecz biorąc, może po prostu okazać się, prędzej czy później (po kolejnym orzeczeniu sądu w tym zakresie) zrównany gdzieś z pirackim Windowsem XP, którego można było kupić w 2002 na lokalnym targowisku.
Jeśli rozważasz wejście w ciekawy biznes, jakim jest sprzedawanie Hackintoshy, również zastanów się nad tym dokładnie i poradź się przed tym prawnika, który zna się na IT. Niestety, ale to jest biznes obarczony ryzykiem – a im więcej klientów będziesz miał, tym większa możliwość, że ktoś zainteresuje się zgodnością z prawem tej działalności.
Przy okazji - jeśli szukasz podstawowych informacji o tym czym są prawa autorskie do programu komputerowego i czego dotyczy licencja dotycząca korzystania z programu, zapraszam tutaj.
Uważasz, że przesadziłem z prawną oceną Hackintosha? A może sądzisz, że rzeczywiście jego legalność to dyskusyjna sprawa? Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, możesz śmiało się ze mną skontaktować, pisząc na kontakt@bytelaw.pl, albo korzystając z formularza kontaktowego tutaj.
Comments