"Hehe a wiecie, że w Izraelu zrobiono badania w sądzie i okazało się, że sędziowie wydają różne wyroki w zależności od tego czy są najedzeni, czy głodni. Im bardziej głodny sędzia tym surowszy wyrok. Żadne dowody i tak nie mają znaczenia. Kahneman to opisał w swojej książce, więc to musi być prawda."
Słyszałem powyższą historię już kilkanaście razy i niestety, mam wrażenie, że zaczyna ona żyć własnym życiem, a sposób jej przedstawienia przypomina coraz mocniej zabawę w głuchy telefon - im więcej powtórzeń, tym komunikat jest bardziej zniekształcony. To w konsekwencji sprawia, że również wnioski, które prezentowane są w kontekście tego izraelskiego eksperymentu, mocno odbiegają od tego, co oryginalnie ustalili izraelscy badacze.
A to ważne, bo ta historia jest często przywoływana jako argument za tym, aby sędziów zastąpiła sztuczna inteligencja. Jestem zwolennikiem stosowania rozwiązań opartych o AI w wymiarze sprawiedliwości i uważam, że zastosowanie technologii może zdziałać w tym specyficznym sektorze sporo dobrego. Natomiast nie wydaje mi się, aby powoływanie się na to badanie rzeczywiście było istotnym argumentem za zastąpieniem sędziów algorytmami - bo ten przykład jest po prostu zły i może doprowadzić do pochopnych wniosków.
Stwierdziłem więc, że po prostu sam napiszę jak to wszystko wygląda z mojej perspektywy. Zdaję sobie sprawę z tego, że twierdzenie, że sędziowie nie biorą pod uwagę dowodów w sprawach jest dość szokujące i stanowi argument, który podważa istnienie jakiegoś podstawowego chociaż obiektywizmu w sądach (dotyczy to sądów na całym świecie). I na pierwszy rzut oka, czytając o eksperymencie opisanym przez Daniela Kahnemana w książce "Pułapki myślenia" można rzeczywiście dojść do takiego wniosku. Problem jest taki, że w stosowaniu prawa szczegóły mają znaczenie - a te rzucają nieco inne światło na całą sprawę.
Zacznijmy więc od początku.
Co badali izraelscy uczeni?
Prawdą jest to, że trzej izraelscy naukowcy (Shai Danziger, Jonathan Levav, i Liora Avnaim-Pesso - Kahnemana nie było wśród nich) w 2011 r. przeprowadzili badanie dotyczące podejmowania decyzji przez sędziów. A dokładnie przez trzyosobowe kolegia, zajmujące się warunkowym przedterminowym zwalnianiem więźniów z więzienia (za "dobre sprawowanie"), w skład których wchodził:
Sędzia,
Kryminolog,
Osoba odpowiedzialna za kwestie związane z resocjalizacją.
Takich badanych kolegiów było 8 i wydały one łącznie 1.112 decyzji.
I tu pojawia się ważna uwaga nr 1: decyzje kolegiów dotyczyły bardzo specyficznych spraw, obejmujących warunkowe przedterminowe zwolnienie z więzienia. Co to za sprawy? Takie gdzie:
ktoś został skazany za przestępstwo (i to w postępowaniu o warunkowe przedterminowe zwolnienie nie jest kwestionowane - tzn. ktoś już uznał tego człowieka za winnego wcześniej i nie badamy tego ponownie),
i ten skazany trafił za to do więzienia,
ale chciałby z tego więzienia wyjść przed upływem całości kary, która została na niego nałożona,
w związku z tym składa wniosek, w którym, kolokwialnie rzecz ujmując, pisze, że on już się zresocjalizował, dobrze zachowuje się w więzieniu i można już go wypuścić,
w ramach takiego postępowania bierze się pod uwagę np. to czy więzień brał udział w zajęciach resocjalizacyjnych, czy był karany dyscyplinarnie w czasie pobytu w więzieniu albo co robił przed pójściem do więzienia (np. czy pracował albo miał rodzinę).
I takie kolegium (w Polsce: sąd penitencjarny) ocenia, czy taki więzień nadaje się do tego aby "już" go wypuścić, pomimo tego iż zgodnie z wyrokiem zostało mu jeszcze trochę odsiadki.
To jest ważne, bo takie kolegium realnie kwestionuje decyzję o konieczności dalszego odbywania kary. Innymi słowy, uznaje, że pomimo tego, iż dana osoba została skazana na X lat i tyle powinna odsiedzieć, to jednak można ją wypuścić wcześniej. To decyzja, która w pewien sposób modyfikuje wcześniejsze ustalenia, a tym samym zaburza "status quo" w postaci wydanego już prawomocnego wyroku. Izraelscy badacze byli tego świadomi i podkreślili to w swoim badaniu.
Podjęcie takiej decyzji wymaga pewnej odwagi, bo odpowiedzialność za wcześniejsze wypuszczenie przestępcy bierze sędzia lub sędziowie, którzy orzekają w sprawie warunkowego przedterminowego zwolnienia. Zasadą jest to, że karę więzień powinien odbyć w całości - zwolnienie to wyjątek.
W Polsce takie warunkowe przedterminowe zwolnienie zawsze obejmuje jakiś element władzy dyskrecjonalnej sędziego - tzn. sędzia może zwolnić więźnia, ale nie musi. Innymi słowy, warunkowe zwolnienie jest pewnego rodzaju przywilejem dla więźnia, który jednak nie musi być udzielony przez sąd. Z tego co się dowiedziałem, w Izraelu jest tak samo.
Dodatkowo, ani w Polsce ani (z tego co przeczytałem) w Izraelu decyzja o warunkowym przedterminowym zwolnieniu nie zapada w formie wyroku. Nie decydujemy w niej bowiem o tym czy człowiek jest winny czy nie.
Piszę o tym tak dużo, aby jasno pokazać, że:
Decyzje o warunkowym przedterminowym zwolnieniu są bardzo specyficzne i zawsze opierają się o indywidualną decyzję sędziego (być może dlatego zostały wybrane do izraelskiego badania), przy czym standardem w takich sprawach jest jednak to, że więzień zostaje w więzieniu,
Fakty prezentowane w takich postępowaniach są zwykle zbliżone do siebie i opierają się o oświadczenia więźnia, opinie pracowników więzienia i ewentualnie informacje dotyczące tego co robił przed skazaniem i co mógłby robić po wyjściu z więzienia,
Postanowienia o warunkowym przedterminowym zwolnieniu w ogóle nie są wyrokami, w ramach których decydujemy o czyjejś winie albo jej braku.
Z prawnej perspektywy to istotne okoliczności - bo to nie są typowe sprawy, gdzie badamy materiał dowodowy i na tej podstawie uznajemy czy ktoś jest winny czy nie. Co ważne, w przypadku warunkowych przedterminowych zwolnień trudno jest powiedzieć jaka decyzja jest prawidłowa a jaka nie - bo weryfikacja "skuteczności resocjalizacji" jest zawsze kwestią ocenną. Możemy ewentualnie badać statystyki dot. późniejszego powrotu do przestępstwa przez osoby warunkowo przedterminowo zwolnione, ale nawet w tym przypadku będziemy mieć mocno ograniczony obraz prawidłowości takich decyzji.
Jaki był główny wniosek izraelskich uczonych?
Izraelscy uczeni stwierdzili, że największe szanse na uzyskanie pozytywnej decyzji (tzn. decyzji o zwolnieniu z więzienia) są na początku sesji sądowej (w Polsce powiedzielibyśmy: wokandy) i wynoszą 65%. Następnie, prawdopodobieństwo spada w trakcie sesji i w przypadku ostatniej decyzji przed przerwą wynosi już tylko 0%. W trakcie przerwy członkowie kolegium jedzą lunch. Po przerwie wskaźnik korzystnych orzeczeń znowu wraca do około 65%, by spaść w trakcie sesji znowu do 0%.
Na tej podstawie izraelscy uczeni doszli do następujących wniosków:
Zewnętrzne czynniki, niezwiązane bezpośrednio ze stanem faktycznym sprawy, mają wpływ na orzeczenia kolegium,
Podjęcie "odważnej decyzji" (tzn. decyzji o zwolnieniu) skutkującej wzruszeniem status quo wymaga dodatkowych pokładów energii - w miarę jej wyczerpywania prawdopodobieństwo podjęcia takiej odważnej decyzji spada.
Jednocześnie uczeni odnotowali, że inne czynniki też miały wpływ na treść rozstrzygnięcia - takie jak ilość wcześniejszych przestępstw, popełnionych przez więźnia, długość odbytej kary, branie udziału w programie resocjalizacyjnym itp.
Co stało się po badaniu?
Z uwagi na to, że izraelskie badanie odbiło się szerokim echem w świecie psychologii, znalazło się kilka osób, które chciały zweryfikować jego poprawność. Przeprowadzono wywiady z członkami kolegium decydującego o warunkowych zwolnieniach i okazało się, że:
sprawy, które najbardziej pozytywnie rokują są często rozpoznawane na początku każdej sesji,
na początku każdej sesji są rozpoznawane też sprawy, gdzie więzień jest reprezentowany przez profesjonalnego adwokata - a to zwiększa prawdopodobieństwo zwolnienia,
sprawy, które są rozpatrywane pozytywnie, zajmują więcej czasu - a więc lepiej zacząć je na początku sesji i na koniec zostawić "krótsze" i mniej rokujące sprawy,
jeżeli pod koniec sesji pojawiała się sprawa, która jednak rokowała pozytywnie, członkowie kolegium niekiedy "przekładali ją" na kolejną sesję - czyli najpierw szli na obiad, a potem podejmowali decyzję, która zajmowała więcej czasu,
w konsekwencji, na koniec sesji zostawały "najprostsze" sprawy, które nie wymagały dużo czasu i kończyły się decyzją negatywną - i niekoniecznie decydował o tym głód.
Dalsza analiza tych okoliczności doprowadziła innych uczonych do wniosku, że wpływ "głodu" na treść orzeczeń nie ma tak znacznego wpływu na decyzje podejmowane przez kolegium jak na początku sądzono. Sprawdza się tu stara prawda, że korelacja nie oznacza przyczynowości. Ci uczeni stwierdzili jednocześnie, że jakiś wpływ czynników zewnętrznych na orzeczenia może oczywiście istnieć.
Co ustalili inni badacze?
Pojawili się również naukowcy, którzy spróbowali powtórzyć izraelskie badanie, acz w nieco innych warunkach. W Pakistanie zbadano różne wyroki (nie postanowienia o warunkowym przedterminowym zwoleniu) zapadające w czasie Ramadanu.
Uznano bowiem, że skoro sędziowie-muzułmanie poszczą w trakcie Ramadanu przez każdy dzień w ciągu miesiąca (od wschodu do zachodu słońca), to bazując na wynikach izraelskich badań, wyroki wydawane przez głodnych sędziów powinny być surowsze niż te, które wydają sędziowie, którzy nie poszczą. Co więcej, sędziami mogą być te same osoby - wystarczyło bowiem zweryfikować "surowość" wyroków również z miesięcy, w trakcie których postu nie ma.
Wyniki okazały się być dość zaskakujące - okazało się, że w trakcie ramadanu wyroki były generalnie o 10% łagodniejsze niż w trakcie miesięcy poza ramadanem. Różnica była mniejsza niż w badaniu izraelskim, co sugeruje, że głód nie jest aż tak istotnym czynnikiem przy wyrokowaniu. Dodatkowo, głodni sędziowie wydają się być łagodniejsi, a nie surowsi (co jest sprzeczne z wynikami badań izraelskich). Jednocześnie badacze zauważają, że poszczenie cały miesiąc może mieć inne skutki dla organizmu niż po prostu stawanie się głodnym w ciągu dnia. Dodatkowo, nie bez znaczenia mogą być duchowe czynniki związane z postem - a stąd może wynikać nieco większa łagodność.
Jakie wnioski z tego wynikają?
To co mogli potwierdzić uczeni izraelscy to fakt, że różne czynniki zewnętrzne mogą mieć jakiś wpływ na sposób podejmowania decyzji przez sędziów. Okoliczność ta zresztą była już badana wcześniej - m.in. na to jak wyrokuje sędzia mogą mieć wpływ jego osobiste poglądy, rasa, płeć, doświadczenia życiowe, sytuacja rodzinna albo ścieżka edukacyjna. Natomiast nie ma dowodów na to, że wpływ tych zewnętrznych czynników ma charakter kluczowy.
"Głód sędziego" może mieć jakiś wpływ na decydowanie o sprawach, natomiast jest on znacznie mniejszy niż to co na pierwszy rzut oka może się wydawać po zapoznaniu się z efektami izraelskich badań. Co więcej, badania te w ogóle nie obejmowały kwestii wydawania wyroków, w ramach których sąd decydowałby o tym czy ktoś jest winny popełnienia jakiegoś przestępstwa lub nie.
Czy AI rozwiąże problem głodnych sędziów?
Zakładając, że wyniki badań izraelskich naukowców są przynamniej w części prawdziwe, AI mogłoby zniwelować problem "zmęczenia umysłowego", które skutkuje ograniczeniem możliwości podejmowania "odważnych decyzji" (opieram się tu o oryginalne wnioski, które izraelscy naukowcy wskazali w swoich wnioskach).
Natomiast opieranie tak daleko idących wniosków na jednym badaniu, które miało swoje wady, jest jednak dość nieroztropne. Mamy bowiem całkiem sporo przykładów, że AI również ulega uprzedzeniom - a niwelowanie ewentualnych ryzyk z tym związanych wcale nie jest sprawą prostą. I niestety, ale opieranie się na badaniu, które jest niedokładne i obarczone wadami, może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Z uwagi na istotność tego tematu w debacie dot. zastosowania AI w wymiarze sprawiedliwości, wrzucam linki do źródeł, na których bazowałem tworząc ten wpis:
댓글